poniedziałek, 15 listopada 2010
Coma kochana Coma...Dobrze ,że jest; ale to z innej beczki...W środę po pracy leciałem na pociag by pojechać do domu czyli Zdun...Byłem wieczorem w ostrowie spotkałem się z Natalią...Krótko opisując jeśli chodzi o Natalie kompletna klapa...a później domek...Jak było w domu nie będę opisywać bo nie ma sensu i tak mnie prawie wcale nie bylo....3 dni koncertów...3 dni ostrego imprezowania...Było poprostu genialnie...Czwartek Acid Drinkers...koncert prze genialny pogo genialne cały poobijany zmęczony ale zadowolony:)...piatek to Dżem w Jarocinie...Koncert powiedzmy w miarę...Właściwie szczerze mówiąc zawiedziony występem Dżemu i zachowaniem publiki...No ale mniejsza z tym....Sobota... to tu najwięcej się działo...najpierw wieczorkiem spotkanie z Ismeną,którą notabene trochę znałem wcześniej ze spotkań z Ania.Do tego spotkalismy się w czwartek na koncercie Acid Drinkers i prez większośc czasu jak sie nie bawilismy przekomarzaliśmy sie o fajki,tzn uparla się ze nie będe palił ale mam swoje zdolności przekonywania;) :] :D.No ale wracając do soboty.Jakoś po 19 się spotkalismy i rozmawialiśmy...Naprawde fajnie było...Ktoś po prostu mnie słuchał nie oceniał... to bylo piękne...No i zamiast umówionych wykrojonych 30 min rozmawialismy ponad godz (ach ten mój dar :D)później ją grzecznie odprowadziłem i polazłem do fabuły na koncert,który był prawie tak genialny jak w czwartek...O domu nie mam zamiaru jakos sie rozwijac...Nie chce poprostu choc dzis juz jestem pewien ze wracam ze wzgledu na znajomych na tych naprawde kilku znajomych na ktorych naprawde mi zalezy....to by było tyle...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
 
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz